Wtorek, 16 kwietnia 2024
Dziennik wyroków i ogłoszeń sądowych
Rej Pr. 2512 | Wydanie nr 5895
Wtorek, 16 kwietnia 2024
2018-01-03

Deportowanym do Polski karę przeliczamy od nowa

W jednostkach penitencjarnych przebywa 836* osadzonych deportowanych z innych krajów. Zgodnie z przepisami o transferach osób skazanych obowiązującymi od 5 grudnia 2016 r., do naszych więzień przyjeżdżają Polacy, odbywający karę pozbawienia wolności w państwach Unii Europejskiej. Wcześniej wyroki mogli odbyć za granicą, dzisiaj muszą to zrobić u nas. O tzw. deportowanych i specyfice pracy z nimi opowiada szer. Michał Brzostek, mł. instruktor działu penitencjarnego oddziału przejściowego Aresztu Śledczego w Warszawie-Białołęce.

Od 5 grudnia 2016 r., kiedy weszły życie unijne przepisy regulujące kwestie transferów osób skazanych na terenie UE, do polskich więzień przyjechało 686* naszych obywateli. Przed tą datą tylko 258*. Czy w pana jednostce daje się zauważyć ten zwiększony przypływ więźniów z zagranicy?

Tak. Od początku roku przyjmujemy tygodniowo ok. 8-10 deportowanych z Unii Europejskiej. Zobrazuję to przykładem: w areszcie co środę zbiera się komisja penitencjarna, na której m.in. nadajemy grupy i podgrupy klasyfikacyjne osadzonym. Jeszcze w ub. Roku przed komisją stawało kilku, kilkunastu osadzonych, teraz zdarza się, że nawet 35. Dlatego w tygodniu odbywają się nawet dwie komisje. Na pewno przyczynił się do tego wzrost liczby deportowanych.

Czy wcześniej wiadomo jacy osadzeni, kiedy i z którego kraju trafią do pana oddziału?

Zwykle jesteśmy z wyprzedzeniem powiadamiani o tzw. deportach, czyli innego rodzaju transportach, dowożących do aresztu rodaków, którzy przebywali w europejskich więzieniach poza Polską. „Deporty” są specyficzne, bo docierają do nas z reguły między godz. 19 a 3 nad ranem.

Dlaczego o takiej porze?

Ponieważ osadzeni najczęściej przylatują samolotem, a odprawa musi potrwać. Dlatego zwykle są przywożeni do jednostki w nocy.

Czy zanim przylecą, wiecie już kim są?

Mamy wstępne informacje, o tym, że będzie „deport”, że np. przyleci siedmiu skazanych i dwóch tymczasowo aresztowanych. Ale to nie zawsze się potwierdza. Bo na miejscu okazuje się, że te proporcje są zupełnie inne. Dopiero w areszcie dowiadujemy się, z kim mamy do czynienia. Choć zwykle też nie w tym pierwszym momencie.

Dlaczego nie od razu?

Przyjmując skazanego z „deportu” traktujemy go jak osobę nowo przyjętą do więzienia, a nie jak osadzonego przewiezionego zwykłym transportem, z jednego zakładu czy aresztu do innego. Człowieka z „deportu” musimy dopiero poznać. Cała dokumentacja przychodzi za nim, a my od razu powinniśmy wiedzieć jak najwięcej, choćby po to, żeby dla bezpieczeństwa właściwie osadzić go w celi. Dlatego już na wstępie zadajemy mu sporo pytań.

Przypomnijmy w dużym uproszczeniu, że przed 5 grudnia więźniowie osadzeni za granicą, jeśli chcieli i uzyskali odpowiednią zgodę, mogli przyjechać do Polski, żeby tutaj odbyć resztę kary. Dzisiaj, zgodnie z unijnymi przepisami, trafiają tu obligatoryjnie. Czym się charakteryzuje ta grupa osadzonych, czy można ją jakoś wyróżnić?

Ci ludzie przede wszystkim zdają sobie sprawę, że już nie ma powrotu do więzienia za granicą. Są tego w pełni świadomi. Często jednak nie mają pojęcia, że tutaj obowiązuje inne prawo, niż w państwie, z którego zostali deportowani. Tam, gdzie dotąd odsiadywali wyroki, mieli najczęściej możliwość dużo szybszego niż w Polsce uzyskania warunkowego przedterminowego zwolnienia. Jeśli skazany, np. w Anglii, odbył połowę wyroku, to warunkowe przysługiwało mu obligatoryjnie, a u nas nie. My przeliczamy mu tę karę od nowa, zgodnie z naszymi przepisami i niejednokrotnie okazuje się, że ten osadzony musi przebywać jeszcze drugie tyle w polskim więzieniu. I kiedy to słyszy, jest bardzo zdziwiony.

Ale przecież wyrok jest wyrokiem. Jeśli został skazany na pięć lat, to w Polsce nadal jest to dokładnie pięć lat minus czas, który już spędził za kratami.

No tak, ale my nie możemy go wypuścić przedterminowo po 2 i pół roku, jak miał to zagwarantowane odbywając karę za granicą, bo w Polsce obowiązują inne przepisy. Przeliczamy wszystko jeszcze raz i wyliczamy na nowo jego uprawnienia, czyli kiedy tutaj będzie mógł się ubiegać o wcześniejsze zwolnienie. Niejednokrotnie bywało tak, że kiedy skazany dowiedział się, ile mu jeszcze zostało do końca kary, miał łzy w oczach. Pytał z niedowierzaniem: jak to, przecież tam, gdzie siedziałem, za trzy miesiące już miałem być na wolności, a tutaj mam spędzić za kratami jeszcze dziewięć lat? Zdarza się również, że skazany na dwa lata pozbawienia wolności za granicą odbył już rok kary, czekamy tylko na potwierdzenie sądu, że mu ją zaliczył i informujemy, że z wyroku został mu rok. Pod warunkiem, że siedział w więzieniu, a nie był objęty Systemem Dozoru Elektronicznego (SDE). Jeśli tam był w SDE, to w Polsce nie zalicza mu się tego jako odbytej kary.

Jak skazani reagują na takie informacje?

Przede wszystkim są bardzo rozczarowani. To dla nich jakby zderzenie ze ścianą. Nam pozostaje zadanie, jak z nimi postępować, bo mogą zareagować w każdy możliwy sposób, a nam żadnego zachowania nie wolno wykluczyć. Trzeba zatem objąć takich osadzonych odpowiednią opieką wychowawczą i psychologiczną, żeby sobie poradzili i pogodzili się z tym, że u nas nie jest tak samo, jak tam, skąd przyjechali.

Z jakich krajów jest najwięcej deportowanych?

Zdecydowanie z Anglii, zdarzają się też z Holandii, Norwegii. Trafiają do nas, ale wielu z nich wcale by nie musiało.

Dlaczego?

Bo robią pewne rzeczy świadomie, wiedząc, jakie mogą być tego konsekwencje. Powtarzają się np. przypadki, że skazany za jakieś przestępstwo w Polsce wychodzi na warunkowe przedterminowe zwolnienie i zaczyna szukać pracy. Często znajduje ją za granicą, powiedzmy w Anglii. Informuje swojego kuratora, że wyjeżdża w celach zarobkowych i uważa, że to wystarczy. A tak nie jest. Skazany ma obowiązek kontaktowania się z kuratorem i jeśli ten chce swojego podopiecznego zobaczyć, musi się on stawić na spotkanie. A że go nie ma w kraju, to się nie stawia. Myśli, że usprawiedliwieniem jest praca za granicą. Nie jest. Wtedy warunkowe zostaje odwieszone, człowiek idzie do więzienia, a potem deportują go do Polski i znowu trafi a do nas.

Są rozgoryczeni?

Tak. Kiedy prowadzę z nimi rozmowę wstępną, mówią najczęściej, że tam nie tylko znaleźli pracę, ale zdążyli założyć rodziny, bywa, że mają małe dzieci. I ta deportacja zaburzyła im wszystkim życie, które już zaczęli jakoś składać. Zdarza się, że ktoś zza granicy przyjeżdża tu do aresztu na widzenie, ale częściej żona z dziećmi wraca do Polski za mężem, mimo, że tam już nieźle ta rodzina funkcjonowała. Teraz wszyscy ponoszą konsekwencje jego czynów.

Jeśli deportowani zostali skazani za granicą, to najczęściej za jakie przestępstwa?

Przeważnie za przemyt narkotyków. Sporą grupę stanowią też tzw. alimenciarze. W innym kraju jakby nagle zapominają, że w Polsce mają dzieci i zasądzone alimenty. Przestają płacić, a że najczęściej pracują legalnie, łatwo ich znaleźć, idą do więzienia, a potem przychodzą do nas. Poza tym wśród deportowanych są skazani za poważne przestępstwa, mordercy i pedofile.

Co jest dla nich charakterystyczne?

Bezkrytyczność swoich czynów, odpowiedzialności za nie. Jeżeli człowiek popełnia przestępstwo, musi się liczyć z tym, że prędzej czy później trafi do więzienia, bo takie są konsekwencje. Oni często tego nie czują. Są bardziej zainteresowani „wypiską” albo uzyskaniem zgody na przeniesienie do jednostki położonej bliżej domu. W naszym oddziale przebywają do 14 dni. Od razu, gdy przyjadą, każdemu osadzonemu trzeba uświadomić, gdzie się znajduje, jakie ma prawa i obowiązki, jaki jest porządek wewnętrzny, regulamin. Najczęściej sami dochodzą do wniosku, że co jak co, ale z porządkiem wewnętrznym warto się zapoznać, bo to bardzo ułatwia nam kontakty. Kiedy porównują naszą więzienną rzeczywistość do tej, z której właśnie zostali wyrwani, uzmysławiamy im, że Kodeks karny wykonawczy w Polsce jest jeden i to do niego muszą się stosować. Na „przejściówce” mnóstwo się dzieje, to właśnie tu osadzeni muszą się zaaklimatyzować do nowych warunków. Czym szybciej to się uda, tym lepiej i dla nich, i dla kadry.

Rozmawiała Elżbieta Szlęzak-Kawa
*dane z 21.08.2017 r.