Wtorek, 19 marca 2024
Dziennik wyroków i ogłoszeń sądowych
Rej Pr. 2512 | Wydanie nr 5867
Wtorek, 19 marca 2024
2011-03-30

Więcej mandatów - lepszy policjant?

Sierż. sztab. Andrzej T. z KPP w Białogardzie wie, że się wygłupił; chciałby cofnąć czas. Do dziś nie potrafi wyjaśnić przełożonym, kolegom ani nawet sobie, czemu sam na siebie nałożył mandat karny. Nie wiadomo też, kto „sprzedał” mediom informację o tym fakcie. Przynajmniej oficjalnie, bo tak naprawdę to tajemnica poliszynela. Wiadomo kto, wiadomo dlaczego.
Nie chodziło bynajmniej o zatroskanie nieprawidłowościami, a o prywatę. Mówiąc wprost – zemstę na komendancie białogardzkiej komendy.

Noc z 2 na 3 grudnia 2010 roku, godz. 1.35. Patrol w składzie sierż. sztab. Andrzej T. i sierż. Rafał G. widzi dwóch ludzi przechodzących przez tory kolejowe w niedozwolonym miejscu. Pierwszy rusza za nimi, kolega próbuje zamknąć im drogę ucieczki od drugiej strony. Sprawcy wykroczenia umykają jednak bezkarnie. Sierż. sztab. Andrzej T. uznaje, że w pogoni za nimi również przekroczył torowisko w niedozwolonym miejscu i decyduje się na ukaranie samego siebie mandatem karnym kredytowanym w wysokości 20 zł.

Trzy dni później o kuriozalnej sytuacji trąbią niemal wszystkie media. W jej kontekście zaczynają się prasowe doniesienia o „mandatach statystycznych” i naciskach w Policji na wyniki za wszelką cenę.

Czas na kontrole

Do KPP w Białogardzie udaje się zespół z Biura Kontroli KGP, który prowadzi kontrolę w trybie uproszczonym. Własne czynności w tej sprawie realizuje także Wydział Kontroli KWP w Szczecinie. Kontrolerzy przeglądają: protokoły z odpraw w komendach wojewódzkiej i powiatowej, notatki białogardzkich dyżurnych przyjmujących meldunki od patroli oraz zapisy rozliczających po służbach, notatniki służbowe policjantów. Rozmawiają z sierż. sztab. Andrzejem T., jego kolegami, przełożonymi bezpośrednimi i wyższego szczebla. Oficjalne zadanie: wyjaśnić przyczyny. W praktyce, przede wszystkim, sprawdzić: były naciski czy nie?

Wyniki ustaleń zespołu z KGP oraz Wydziału Kontroli KWP są zbieżne.

– W uwagach zapisywanych z odpraw do służby w wybranych losowo 14 notatnikach służbowych policjantów wydziału, w którym pracuje sierż. sztab. Andrzej T., nie znaleźliśmy śladu na temat wyznaczania zadań polegających na zwiększeniu liczby nakładanych mandatów ani, tym bardziej, ustalania limitów w tym zakresie – mówi nadkom. Arkadiusz Kujawa z Biura Kontroli KGP.

– Sprawdziliśmy też uwagi po rozliczaniu służb. Najczęściej funkcjonariuszy rozlicza mł. asp. Krzysztof Grzyb, kierownik ogniwa patrolowo‑interwencyjnego. Przeanalizowaliśmy 161 jego zapisów z okresu od 1 stycznia do 10 grudnia 2010 roku. Znaleźliśmy 16 krytycznych wzmianek: „brak efektywności”, „mała efektywność” oraz dwie dłuższe uwagi, w tym jedną: „niedopuszczalne jest, aby w ciągu 8 godzin służby nikogo nie wylegitymowano”. Te ostatnie oceniono wprawdzie negatywnie, ale trudno uznać je za naciski. Także w żadnym protokole z odpraw, czy to w komendzie wojewódzkiej, czy powiatowej, czy kadry kierowniczej, czy policjantów do służby nie znaleźliśmy jakichś słów o limitach, normach, konieczności zwiększenia liczby wystawionych mandatów. Również podczas rozmów policjanci z Białogardu zaprzeczali, by – jak sugerowały media – istniała jakaś norma dzienna wymagająca nałożenia przynajmniej jednego mandatu podczas służby.

Komendanta KPP w Białogardzie podinsp. Piotra Krakowskiego to nie dziwi. Nie czekając na ustalenia pokontrolne, spotkał się ze wszystkimi policjantami wydziału, w którym służy sierż. sztab. Andrzej T. Sam, bez naczelnika i kierowników poszczególnych komórek organizacyjnych wydziału.

– Chciałem, by mieli swobodę wypowiedzi, nie czuli się skrępowani obecnością swoich bezpośrednich przełożonych – mówi komendant Krakowski. – Nie usłyszałem, żeby ktoś wywierał na nich naciski, określał normy.

Nie napotkano zapisów

W protokole pokontrolnym funkcjonariuszy Biura Kontroli KGP można znaleźć m.in. stwierdzenie: Nie napotkano zapisów wskazujących na zadaniowanie policjantów ukierunkowane na nakładanie mandatów karnych na sprawców wykroczeń. Polecono zwiększyć efektywność służby poprzez: zwiększenie liczby osób legitymowanych pod kątem typowania ewentualnych sprawców przestępstw i wykroczeń ze zwiększoną uwagą na okoliczności ich legitymowania (...).

Równocześnie jednak asp. sztab. Józef Czarnecki, który feralnego dnia rozliczał sierż. sztab. Andrzeja T. po służbie, oświadczył kontrolerom: Po rozpytaniu go na okoliczność nałożenia mandatu stwierdził, iż nie ma żadnych wyników w nałożonych mandatach i aby przełożeni nie czepiali się jego, sam sobie nałożył mandat karny kredytowany. Po zestawieniu tych dwóch stwierdzeń nie sposób oprzeć się wrażeniu, że – choć „zapisów” nie było i oficjalnego „zadaniowania” policjantów na nakładanie mandatów nie stwierdzono – coś jednak było na rzeczy. Nieoficjalne, ustne naciski na podwładnych przez przełożonych kolejnych szczebli na uzyskiwanie określonych limitów, by statystyka dobrze wyglądała?

– Sporządzając wnioski po kontroli, nie możemy opierać się na domysłach, jedynie na faktach, a te jednoznacznie świadczą, że ani norm, ani nacisków nie było – mówi nadkom. Kujawa.

Również białogardzki komendant nie przystaje na tezę o nieoficjalnych naciskach.

– Nic takiego nie miało miejsca – twierdzi podinsp. Krakowski. – Wyników służby nie mierzy się liczbą nałożonych mandatów, a poczuciem bezpieczeństwa wśród społeczeństwa i zaufaniem, jakim obdarza ono Policję. Tu białogardzka policja ma się czym pochwalić, co pokazały ostatnie badania opinii społecznej. Narzucanie podwładnym jakichś norm, ocenianie, że źle pracują, jeśli nie nałożą określonej liczby mandatów na służbie, to strzelanie sobie w stopę. Poza tym podwładni wiedzą, że prowadzę politykę otwartych drzwi. Nie trzeba się zapisywać na wizyty u mnie. Jest sprawa, można przyjść. Poza drogą służbową. Mogliby tak zrobić, gdyby takie naciski, sprzeczne z moimi wytycznymi, istniały.

Z kolei komendant wojewódzki zachodniopomorskiej policji nadinsp. Wojciech Olbryś mówi:

– Gdybym ja lub ktokolwiek inny żądał, by funkcjonariusz zakończył służbę z określoną liczbą osób wylegitymowanych lub ukaranych mandatem, byłoby to ewidentne prowokowanie wypaczeń. Oczywiście, policjant musi reagować, jeśli ktoś popełnia wykroczenie, nie może odwracać się plecami. Kwestia, jak może zwrócić uwagę. I to wszystko. Nikt nie wymaga od policjanta, żeby karał mandatem. Ma pełnić służbę tak, by w danym miejscu nie było zdarzeń lub raczej było ich jak najmniej, bo przecież nie może mieć wpływu na wszystko. Sam wyznaję zasadę, że często lepiej pouczyć, niż karać mandatem. Ludzie naprawdę czują się zawstydzeni popełnionymi wykroczeniami i autentycznie poprawiają się, a nie złoszczą, także na Policję, że musieli zapłacić i stracili pieniądze. Na każdej naradzie powtarzam, że mierniki nie są celem działania Policji. Są tylko wskaźnikami, które mają pokazać, czy podjęte przez Policję działania systemowe idą we właściwym kierunku, do czego dążyć, gdzie ewentualnie mamy problem. Nie ma tu miejsca na jakąś patologię, bo jeśli miałaby ona miejsce, to zatracony byłby sens działania Policji.

Przekazy przesiane

Problemem – nie tylko białogardzkiej czy zachodniopomorskiej, lecz całej Policji – jest to, co z tych przekazów przesianych przez kolejne szczeble hierarchii dociera do szeregowych policjantów i w jaki sposób oni to odbierają.

Pkt 11. protokołu pokontrolnego Biura Kontroli KGP: Rozmowy z policjantami WPiRD w Białogardzie wskazują, że niektórzy z nich mogą błędnie odczytywać ideę i sens wprowadzenia w garnizonie zachodniopomorskim oceny efektywności pionu prewencji, utożsamiając ją z koniecznością wykonywania limitów na przykład w zakresie liczby wylegitymowań lub mandatów karnych.

– Owszem, zastanawiałem się wcześniej i tym bardziej teraz zastanawiam się, w jaki sposób bezpośredni przełożeni, a więc kierownicy poszczególnych komórek organizacyjnych interpretują i przekazują policjantom to, co na temat efektywności służby mówią im przełożeni wyższego szczebla, i w jaki sposób funkcjonariusze to odnoszą do swojej codziennej służby – mówi nadinsp. Olbryś, broniąc jednocześnie swojego podwładnego. – Tylko że w przypadku Białogardu trudno mówić o przekłamaniu przekazu. Komendant Krakowski nie tylko prowadzi odprawy dla swojej kadry kierowniczej, ale także osobiście uczestniczy w odprawach policjantów do służby. To dobry przykład na spłaszczenie struktur w Policji, właśnie po to między innymi, by ten odgórny przekaz nie był wypaczony.

W KPP w Białogardzie dowiaduję się z kolei, że komendant nie tylko jest obecny na odprawach policjantów, ale też niekiedy sam odprawia funkcjonariuszy do służby.

– Oczywiście, że mógłby to zrobić ich bezpośredni przełożony, ale w ten sposób mogę mieć z nimi lepszy kontakt – podkreśla.

O tym, że mimo starań komendanta Krakowskiego przepływ informacji góra – dół (i odwrotnie) nie był do końca właściwy, może świadczyć fakt, że o zdarzeniu dowiedział się dopiero, gdy zajęła się tym prasa, a nie od dyżurnego, który przyjął zgłoszenie od sierż. sztab. Andrzeja T. i powinien rano zameldować o tym komendantowi.

– Niewątpliwie to błąd służby dyżurnej – ocenia nadinsp. Olbryś. – W pierwszej chwili dyżurny wziął to za żart i trudno byłoby tego nie odebrać inaczej (zarówno podinsp. Krakowski, jak i nadinsp. Olbryś przyznają, że na wieść o niecodziennym mandacie pomyśleli właśnie, że to żart – przyp. P.K.). Kiedy jednak policjant potwierdził, że sam sobie wystawił mandat, a także po służbie był między innymi z tego rozliczany, dyżurny, który przecież informuje komendanta o zdarzeniach w służbie, powinien powiedzieć także o tym. Mielibyśmy wówczas możliwość szybszej reakcji i wyjaśnienia sprawy w inny sposób. Dyżurny jednak tego nie uczynił. Zastanawiam się tylko, na ile był to błąd w systemie przepływu informacji, a na ile zamierzone działanie, powiązane z późniejszym upublicznieniem zdarzenia.

(Za)Dobry policjant

Niezależnie od meandrów komunikacji wewnętrznej, wpływ na postępek policjanta mogły mieć jego cechy osobowościowe. Sierż. sztab. Andrzej T. służy w Policji od 1998 r.; zawsze w pionie prewencji. Przez przełożonych postrzegany jest jako dobry policjant. Nie hiperkryształowy, gdyż zdarzyło mu się postępowanie dyscyplinarne i kara, zatarta zresztą przed terminem przez komendanta Krakowskiego, ale ponadprzeciętny (czego dowodem może być choćby indywidualna nagroda pieniężna otrzymana – obok trzech innych, zbiorowych – w 2010 roku).

Zdawał sobie z tego sprawę i – paradoksalnie – właśnie to mogło przyczynić się do podjęcia przez niego decyzji o nałożeniu na siebie mandatu. Wiedział, że koledzy ujawniali wykroczenia, za które nakładali mandaty. On od kilku dni nie. Nie trafiło się. To mogło wzbudzić w nim obawy, że utraci dobrą opinię i pchnąć go do desperackiego kroku.

– Prawdę powiedziawszy, nie wiem dlaczego tak postąpił i po rozmowach z nim wierzę, że nawet on sam nie potrafi sobie tego wytłumaczyć – przyznaje podinsp. Krakowski. – Taką hipotezę też brałem pod uwagę. Może faktycznie aż tak się przejmował. Nie wiem, no może zabrakło na odprawach jednego zdania: panie Andrzeju, pan dobrze pracuje.

Sierż. sztab. Andrzej T. z dziennikarzami nie rozmawia. Gdyby mógł cofnąć czas, na pewno nie postąpiłby tak po raz drugi. Spotkał się z policyjnym psychologiem, wyraził chęć dalszych spotkań.

– Cieszy mnie, że mimo presji mediów, pod jaką znalazł się on, a za jego sprawą cała nasza jednostka, ten policjant pracuje równie dobrze, jak poprzednio – mówi komendant Krakowski.

Nieoficjalnie

Niezależnie od kwestii irracjonalnego postępku sierż. sztab. Andrzeja T. pozostaje sprawa upublicznienia tego faktu. Źródła przecieku oficjalnie nie ustalono, co nie znaczy, by nie było ono znane, podobnie, jak i powody, którymi kierowała się osoba powiadamiająca media. Nie chodziło o rzekome wypaczenia w postaci określonej normy mandatów koniecznych do nałożenia podczas każdej służby, a o cios w szefa białogardzkiej Policji.

Podinsp. Krakowski „odziedziczył” jednostkę z permanentnym konfliktem w jednym z wydziałów, w którym policjanci byli zastraszani karami, negatywnymi opiniami; nie wiedzieli, co to pozytywna motywacja. Nowy komendant nie bawił się w zawiłe negocjacje; przeciął węzeł gordyjski, reorganizując komendę. Dla konfliktowego przełożonego nie starczyło kierowniczych stanowisk w nowej strukturze. Zemścił się, wykorzystując niefortunny postępek sierż. sztab. Andrzeja T.

Przemysław Kacak

......................................................
Generalny inspektor Andrzej Matejuk, komendant główny Policji:

– Nie ulega wątpliwości, że społeczne skutki tego wydarzenia są wielkie i dla Policji niedobre.

Nawet jeśli to był żart, to ktoś nie pomyślał o możliwym skutku. To brak odpowiedzialności. Podobna sytuacja była w Katowicach. W Szkole Policji ktoś zrobił dowcip, dobrze wiedząc, że są to atrapy radiowozów i nie służą do ćwiczeń dynamicznych, tylko statycznych, a obśmiana została cała Policja. Ktoś zaszkodził tej znakomitej większości policjantów, którzy ciężko pracują na dobrą opinię służby. Jeżeli komuś nie zależy na wizerunku Policji, to nie powinien tu pracować. Kontrola w Białogardzie nie wykazała, by powodem tego zdarzenia był nacisk na zwiększenie liczby mandatów. Na temat rozliczania z mandatów w polskiej Policji mówi się od lat. Nie ma ich ani w miernikach, ani w priorytetach. Nawet druki sprawozdawcze nie zawierają takiej pozycji. Informacje o mandatach zbiera się sporadycznie i służą one tylko do celów statystycznych, nie do rozliczania kogokolwiek.

Jeżeli mówimy o racjonalizacji wydatków, to ja się nie zgadzam, by ta racjonalizacja polegała na wykręcaniu żarówek. A kiedy mówimy o skuteczności działania policjantów, to nie o liczbie mandatów czy legitymowań.

Na odprawach menedżerskich i na wszystkich spotkaniach z kadrą kierowniczą pytam, z czego powinniśmy rozliczać policjantów. Od wielu już lat rozliczamy policjantów z tego, jak przez swoją efektywną służbę wpływają na stan bezpieczeństwa. I jestem przekonany, że właściwie reaguje 99 procent policjantów. Reagują w służbie i poza nią. Wystarczy przywołać tragiczne zdarzenie z lutego ubiegłego roku i wiele innych. Jeśli zły przełożony dla własnej wygody stawia takie wymagania, jak liczba mandatów, funkcjonariusz powinien mu powiedzieć: „Komendant główny nie zgadza się na takie rozliczanie”. Jeżeli to nie poskutkuje, mój adres e‑mailowy jest dostępny na stronie internetowej. Wystarczy sygnał, sprawdzimy. Mogą zdarzać się nieporozumienia i konflikty, wtedy musimy je rozwiązywać. Pracujemy nad Systemem Wczesnej Interwencji. To kompleksowe rozwiązanie, które może nauczyć przełożonych, na co zwracać uwagę w pracy w jednostce. Ale wykształcenie tych umiejętności w skali całej formacji musi potrwać, tego nie robi się z dnia na dzień. Byłem szczerze zdziwiony, kiedy okazało się, że nie było zbyt wielu chętnych do pilotażu tego systemu. Ale pilotaż trwa i – mam nadzieję – przyniesie pozytywne efekty.

.......................................................................
Co zostaje z filozofii mierników

Rozmowa z mł. insp. Małgorzatą Chmielewską, naczelnik Wydziału Psychologów Policyjnych Biura Kadr i Szkolenia KGP

Czym mógł się kierować policjant, wystawiając sobie mandat? Obawą, że jeśli przez kilka dni nie ma wyników, straci dobrą opinię? Teraz uznaje to za głupotę, której więcej by nie zrobił, ale wtedy chyba też miał świadomość irracjonalności swojego postępku, skoro parokrotnie zaśmiał się, składając meldunek o tym dyżurnemu.

– Każdemu z nas zdarzają się sytuacje, kiedy coś robi lub mówi i już w tym momencie śmieje się z tego, a za chwilę nazywa głupotą. Nie pracowałam przy tej sprawie, więc mogę oceniać tylko hipotetycznie. Mógł zadziałać mechanizm: na kolejnej odprawie słyszę o legitymowaniu, ściganiu sprawców wykroczeń itd., coraz bardziej biorę to do siebie, bo zdaję sobie sprawę, że od pewnego czasu nie mam w tym wyniku. Czuję się osaczony, przygnieciony. W momencie, kiedy trafia się odpowiednia sytuacja, wpadam na szalony pomysł, który realizuję. Wiem, że to bez sensu, ale myślę: OK, mandat wystawiłem, nie będą się czepiać, mam spokój. I na chwilę napięcie mi spada. Oczywiście, problem może być znacznie szerszy i dotyczyć komunikacji wewnętrznej.

Tylko że zarówno komendant wojewódzki, jak i powiatowy tłumaczyli na odprawach, że mierniki nie są celem działania Policji, a jedynie wskaźnikami, na co powinna ona zwracać baczniejszą uwagę.

– Owszem, ale generalnie jest tak, że gdzieś na górze mamy filozofię mierników i o niej mówi się na odprawach kadry kierowniczej, pisze w „Policji 997”, potem jednak, gdy schodzi się w dół, nie ma już filozofii, tylko jest ocena bieżącej pracy. Im niżej, tym bardziej żąda się nie filozofii, lecz konkretnych efektów. A konkretnym efektem na samym dole będzie między innymi liczba nałożonych mandatów. Bezpośredni przełożony policjanta widzi, że on ma ich mało, więc zwraca na to uwagę. Tutaj właściwsze byłoby odwołanie się do jakichś badań socjologicznych, ale w moim przekonaniu między rozumieniem filozofii na górze a wykonywaniem codziennych obowiązków na dole istnieje ogromna przepaść.

Czym to skutkuje dla policjantów, dla ich kondycji psychicznej?

– Po pierwsze, uważają, że żyją w hipokryzji. Widać to na forach dyskusyjnych, słychać w rozmowach. Po drugie, czują się zagonieni, spełniając wymagania bezpośrednich przełożonych niemające nic wspólnego z filozofią góry. Po trzecie, jeśli nie dotrzymują tych narzuconych standardów, otrzymują mniejsze nagrody, wytyki, co wpływa na to, jak oceniają swoją efektywność, a także generalnie rzutuje to na całą samoocenę policjantów.