Wtorek, 19 marca 2024
Dziennik wyroków i ogłoszeń sądowych
Rej Pr. 2512 | Wydanie nr 5867
Wtorek, 19 marca 2024
2011-10-13

Wymiar sprawiedliwości w kampanii wyborczej

Wymiar sprawiedliwości nie został porządnie zreformowany od 22 lat – początku przemian. Teraz zapowiadają się cztery względnie spokojne lata, które można na te reformy przeznaczyć. Słabe SLD raczej będzie reformy wspierało, niż blokowało. PiS jak zwykle jest niewiadomą.

Od siedmiu lat w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka zajmuję się prawami człowieka. W Polsce wciąż są one naruszane, wiele problemów jest nierozwiązanych, mamy liczne grzechy przeszłości – a przed nami sporo wyzwań. Niektóre z zagadnień z zakresu praw człowieka idealnie nadawałyby się na kampanię wyborczą. Wartościowe byłoby rzetelne i twarde oskarżenie partii rządzącej o nadużycia czy brak konsekwencji, skłonienie do pogłębionej debaty, pokazanie dramatów wielu osób. Wydaje się jednak, że kampania przetoczyła się obok praw człowieka. Ich temat pojawiał się tu i ówdzie, w programach jednej czy drugiej partii, wypowiedziach tego czy innego polityka. Jednak żaden z tematów nie stał się motywem przewodnim czy też wydarzeniem porównywalnym choćby do frazy „Jak żyć, Premierze?”.

Więzienia CIA

Zacznijmy od polityki międzynarodowej. Jeżeli rozmawia się obecnie z przeciętnym dziennikarzem z zachodniej Europy to prędzej czy później pojawia się pytanie o więzienia CIA w Polsce i kwestię wyjaśnienia odpowiedzialności za ich istnienie. Co więcej, w czasie kampanii pojawił się nowy raport Dicka Marty’ego na ten temat, nowy raport Amnesty International na temat więzienia na Litwie i porządny wywiad z Komisarzem Praw Człowieka RE Thomasem Hammerbergiem. Jednak żaden z polityków nie podchwycił tego tematu w czasie kampanii wyborczej, tak jakby problem przestał w ogóle istnieć.

Karta Praw

Był natomiast moment, w którym do debaty przebił się temat Karty Praw Podstawowych. Politycy zaczęli się spierać, czy Polska Kartę ratyfikowała, czy też nie. Odpowiedź na to pytanie jest bardziej skomplikowana i nie leży w kwestii ratyfikacji, lecz raczej wycofania się z haniebnego protokołu polsko-brytyjskiego do Karty, który ogranicza jej stosowanie. Premier Donald Tusk jeszcze w marcu 2011 roku zapowiadał takie działania, ale w czasie kampanii ustami Rzecznika Polskiej Prezydencji UE Konrada Niklewicza z tego się wycofał. Przedstawiony został argument, że po co się wycofywać z protokołu, skoro – zdaniem rządu – ma on teraz znaczenie czysto symboliczne. W efekcie zamiast realnej dyskusji mieliśmy politologiczno-prawniczy spór o to, czy Karta była ratyfikowana, co to jest protokół, czy ma znaczenie prawne czy symboliczne, czy można się wycofać czy nie, co to oznacza. Rząd osiągnął zamierzony skutek. Dzięki zamierzonej manipulacji opinia publiczna i politycy tak dalece pogubili się w tym, co jest prawdą, a co fałszem, i kto ma rację, że temat został odpuszczony. A protokół polsko-brytyjski do Karty wciąż obowiązuje i nie padła nawet jedna poważna deklaracja, że Polska się z niego wycofa.

Niewątpliwie ożywczy dla praw człowieka był udział w kampanii Ruchu Palikota. Aż żal, że niektóre tematy – typowe dla lewicy – jak na przykład brak etyki w szkołach, nie zostały podjęte przez inne partie i nie stały się przedmiotem realnej dyskusji. Z kolei temat potrzeby ustawy o związkach partnerskich był spychany na margines dyskusji jako rzekomy wątek poboczny. Polityka równościowa stała się tematem jednej debaty, ale… zorganizowanej przez Polskie Towarzystwo Prawa Antydyskryminacyjnego, a nie przez media. Było w tym coś z atmosfery ostatnich czterech lat debat parlamentarnych, w których politycy unikali jak ognia podejmowania tematów wrażliwych, acz dotyczących wielu ludzi. A partia rządząca przyjęła po raz kolejny świadomą strategię niewchodzenia w konflikt z Kościołem katolickim czy ogniskowania emocji na linii PO – PiS (szczególnie że sam PiS nie był nastawiony w kampanii na konflikt).

Bez debaty o wymiarze sprawiedliwości

Na początku kampanii wyborczej telewizje ogłosiły plan debat z udziałem przedstawicieli poszczególnych ugrupowań. Zadziwiające, że w ramach programu debat pominięto tematykę wymiaru sprawiedliwości – tak jakby przez ostatnie cztery lata nie było trzech zmian ministra sprawiedliwości, samobójstw w więzieniach, protestów sędziów, wydania danych Alesia Bielackiego władzom białoruskim przez Prokuraturę Generalną czy licznych wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Okazuje się, że na bieżące newsy wymiar sprawiedliwości nadaje się znakomicie, ale już nie do debatowania w ramach kampanii i rozważanie jakich reform potrzebują sądy, prokuratura czy zawody prawnicze.

Szczęśliwie koalicja organizacji pozarządowych wraz z radiem TOK FM zdołały zorganizować całkiem udaną debatę z udziałem przedstawicieli kilku komitetów wyborczych. Co ciekawe – bez udziału Prawa i Sprawiedliwości. Partia szczycąca się słowem „sprawiedliwość” w nazwie nie oddelegowała swojego przedstawiciela do dyskusji na ten temat, co byłoby nie do pomyślenia cztery, a tym bardziej sześć lat temu. Sama debata była natomiast całkiem udana i dała sporo do myślenia zarówno co do oceny dotychczasowych rządów, planów reformatorskich na przyszłość czy też niekompetencji niektórych polityków. Swoistym odkryciem było to, że w polskim parlamencie specjalistów od wymiaru sprawiedliwości można było policzyć na palcach jednej ręki, a niektóre partie nawet nie mają kogo oddelegować do takiej debaty.

"Dyskryminowani kibice

Niewątpliwym odkryciem kampanii wyborczej było zidentyfikowanie najbardziej dyskryminowanej grupy społecznej w Polsce. Działania PiS wskazywały aż nadto dobitnie, że jest nią grupa kibiców. Osobiście uważam, że rząd w ostatnim roku nie stosował zasad fair play w stosunku do kibiców (na przykład zamknięcie stadionów Legii oraz Lecha na wyraźne polecenie premiera, przy dość wątpliwych podstawach prawnych i faktycznych). Niemniej jeżeli ocenić całość relacji państwo – kibice (a szczególnie często okazywaną agresję czy antysemickie wydarzenia), trudno mieć większą sympatię wobec tych drugich i przyznawać im wręcz bezwarunkową rację w sporze. Myślę, że Lech Kaczyński, który tak pięknie przyjmował rabina Michaela Schudricha, miałby poważny problem z brataniem się z kibicami, którzy wywieszają na stadionie napisy typu „Jihad Legia”.

Powyższe zdarzenia budują dość ponury obraz, jeśli chodzi o obecność praw człowieka w czasie kampanii wyborczej. Ale paradoksalnie życie przynosi niespodzianki. 9 października 2011 roku może przejść do historii jako jeden z najbardziej przełomowych dla naszego parlamentaryzmu oraz troski o prawa człowieka. Wybór uznanych działaczy organizacji pozarządowych Anny Grodzkiej, Roberta Biedronia oraz Wandy Nowickiej na posłów i posłanki gwarantuje należyte uwzględnienie praw człowieka i praw mniejszości oraz piękną i wzmocnioną kontynuację dzieła Izabeli Jarugi-Nowackiej. Jest to zdarzenie absolutnie przełomowe. Jak jeszcze Anna Grodzka zostanie wybrana wicemarszałkiem Sejmu, to będzie to znak absolutnej zmiany i budowy prawdziwie otwartego społeczeństwa.

Co z tym wymiarem sprawiedliwości?

A co z wymiarem sprawiedliwości? Też jestem optymistą. Minister Sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski zmiażdżył w Łodzi swoich przeciwników politycznych. Może mu to doda odwagi, aby odpuścił na dłuższą chwilę śledzenie sondaży popularności, tylko wziął się za porządne reformy, uzgodnione i przedyskutowane ze środowiskiem sędziowskim. Prawdą jest, że wymiar sprawiedliwości nie został porządnie zreformowany od 22 lat – początku przemian. Teraz zapowiadają się cztery względnie spokojne lata, które można na te reformy przeznaczyć. Słabe SLD raczej będzie reformy wspierało, niż blokowało. PiS jak zwykle jest niewiadomą. Jeśli minister Kwiatkowski chce w przyszłości marzyć o premierostwie, to warto, aby zrobił coś naprawdę odważnego. Samymi małymi kroczkami, unikami i sztuczkami wizerunkowymi nie zbuduje wizerunku męża stanu.
Adam Bodnar