Wtorek, 19 marca 2024
Dziennik wyroków i ogłoszeń sądowych
Rej Pr. 2512 | Wydanie nr 5867
Wtorek, 19 marca 2024
2011-11-07

Ucieczka z więzienia

Najczęstszym powodem ucieczek jest chęć bycia wolnym, czyli immanentna potrzeba człowieka. Ale powody są różne. Jeden osadzony obawia się, że jak go zbyt długo nie będzie, to zachwieją się jego relacje z konkubiną, inny ucieka, bo nie wierzy żonie. Zaryzykowałbym tezę, że nie uciekają więźniowie dożywotni i ci z długimi wyrokami. Najczęściej uciekają lub próbują ci, którzy odsiadują krótkie wyroki – mówi Płk Marian Puszka, dyrektor Biura Ochrony i Spraw Obronnych CZSW, w rozmowie o ucieczkach osadzonych.

Dlaczego ucieczki są wpisane w charakter więzienia jako instytucji?

- Bo zakład karny czy areszt śledczy to przykłady instytucji totalnej, w której charakter immanentnie są wpisane pewne zdarzenia nadzwyczajne, na przykład ucieczki. Zasadniczym celem tej instytucji jest wykonywanie kary pozbawienia wolności, a głównym zadaniem Służby Więziennej ochrona społeczeństwa przed sprawcami groźnych przestępstw. Przy czym ta ochrona ma dwa wymiary: statyczny i dynamiczny. Statyczny to nic innego niż zamknięcie skazanego i odpowiednie zabezpieczenie, żeby się nie wydostał na wolność jako groźny obywatel. Jednak byłoby fatalnie, gdyby tylko na tym zakończyła się nasza misja. Musimy więc jeszcze na osadzonego oddziaływać w sposób dynamiczny, żeby nastąpiła jego oczekiwana poprawa i przemiana jurydyczna, a finalnie moralna.

Co sprzyja ucieczkom?

Zwykle to, że ukształtowany system ochrony jest nielogiczny, obarczony pewnymi niedoskonałościami czy lukami. Jeden aspekt zaistnienia takiej sytuacji nadzwyczajnej jest taki, że nie zabezpieczyliśmy pewnego odcinka, bądź funkcjonariusz pełniący akurat służbę po prostu zawiódł na tym odcinku i doszło do ucieczki. Drugi aspekt wynika ze wspomnianej już totalności instytucji, której charakter generuje pewne typowe dla niej, niepożądane zdarzenia. Bo proszę sobie wyobrazić, że przecież skazany czy tymczasowo aresztowany jest w stanie deprywacji potrzeb. Niektórych w ogóle nie może zaspokoić, a inne istotne życiowo potrzeby są zaspokajane tylko częściowo. Wówczas jego reakcją jest frustracja, która musi znaleźć ujście. Znajduje je zwykle w agresji skierowanej na zewnątrz albo do wewnątrz. I wreszcie trzeci aspekt stanowią same właściwości osobiste naszych podopiecznych.

Dlaczego więziennicy tak niechętnie wypowiadają nawet samo słowo „ucieczka”, a kiedy ono już padnie, odpukują w niemalowane?

Bo ucieczka w sposób ewidentny łamie podstawową zasadę prawa karnego wykonawczego, że groźnych sprawców mamy izolować od społeczeństwa poprzez ich zamknięcie, a miejscem więźnia jest zakład dobrze strzeżony. Z naciskiem na „dobrze strzeżony”.

Jeden z dyrektorów zapytany przeze mnie czy zdarzyła się w ostatnich kilku latach ucieczka z jego jednostki, powiedział, że na szczęście nie, bo byłaby to wielka porażka, gdyby osadzony uciekł z zakładu karnego. A co z tymi więźniami, którzy uciekają z miejsca pracy i nie wracają do jednostki? Czy ich samowolne oddalenie nie jest porażką systemu?

Oczywiście mamy zakłady typu otwartego i półotwartego, gdzie osadzeni mają większe uprawnienia, gdzie stwarzamy im możliwość samodyscypliny i szerszego oddziaływania w dużo łagodniejszych dla nich warunkach, ale tam też istnieje ryzyko. Z tym, że więźniowie zatrudnieni w systemie bez konwojenta, gdzie sami wychodzą do pracy i sami z niej wracają, lub – jeśli podejmują taką wewnętrzną decyzję – nie wracają, nie jest ucieczką. Trudno wtedy mówić o tym, że osadzony uciekł, bo komu miał uciec, skoro nie było z nim żadnego funkcjonariusza, który próbowałby zweryfikować tę jego wewnętrzną decyzję?

Dobrze więc, nie uciekł, tylko się oddalił, ale to nie zmienia faktu, że nie powrócił do więzienia, gdzie dalej powinien odbywać karę.

To prawda, ale trzeba pamiętać, że więźniowie dobrowolnie pracują na rzecz społeczności lokalnych i innych podmiotów uprawnionych do otrzymywania świadczenia z ich strony, a to jest w skali kraju ogromne przedsięwzięcie przynoszące dobre rezultaty resocjalizacyjne, jednak obarczone ryzykiem. Zanim skazany zostanie skierowany do tego typu zatrudnienia, najpierw bacznie mu się przyglądamy, jest z tym związana cała gama oddziaływań, m.in. rozpoznanie osobowości osadzonego. I bywa, że już na tym etapie udaje nam się odkryć jego zamiary, nie kierować go do pracy poza jednostką i zapobiec ewentualnemu oddaleniu się. Proszę mieć na uwadze, że my też wychowujemy, a w wychowaniu zawsze jest pewne ryzyko i za to czasem płacimy.

Statystyki do niedawna wskazywały tendencję spadkową w przypadku ucieczek.

W roku ubiegłym nie było żadnej ucieczki z zakładu typu zamkniętego, czyli z jednostki o pełnym systemie ochrony. Zdarzyły się cztery z zakładów typu półotwartego czy otwartego. Ten rok jest pod tym względem statystycznie mało korzystny. Już były dwie ucieczki z zakładów typu zamkniętego, a cztery z półotwartego i otwartego. Nie bagatelizujemy ich, tylko maksymalizujemy wysiłki, by uszczelniać nasze zakłady, by tworzyć na tyle skuteczne systemy, żeby tych ucieczek nie było wcale.
Zlikwidowaliśmy wiele posterunków uzbrojonych i przesunęliśmy funkcjonariuszy do pracy z więźniami wewnątrz jednostki, bo wychowanie odbywa się przy bezpośrednim kontakcie funkcjonariuszy z osadzonymi. I chociaż liczba posterunków uzbrojonych znacznie się zmniejszyła, to akurat dwie tegoroczne ucieczki zdarzyły się właśnie tam, gdzie one nadal działają. Funkcjonariusze powinni byli właściwie zareagować, bo mieli takie możliwości, gdyż ucieczek dokonano w polu widzenia posterunków uzbrojonych. Tu zawiódł człowiek. Ale w takich przypadkach przyczyny są zwykle zarówno pośrednie, jak i bezpośrednie. Wszystkie je analizujemy.

A co z próbami ucieczek, jest ich ostatnio statystycznie mniej?

Tam, gdzie je wykrywamy, czyli właściwie reagujemy, można mówić o sukcesie służby, która spełnia przypisane jej zadania. Mówię przekornie: więźniowie mają prawo do dokonywania prób ucieczek, bo każdy chce być wolny, bo wolność należy do metafizycznej struktury człowieka, jest najpiękniejszym darem i atrybutem człowieczeństwa. A więzienie jest okrutnym miejscem i próba wydostania się z niego, nawet wydostania się nielegalnego, w pewnych umysłach powstaje. Jeżeli my je udaremniamy, to znaczy, że spełniamy w sposób właściwy przypisane nam funkcje, bo jesteśmy czujni, odpowiednio reagujemy i kontrolujemy.

Jakie sankcje dotykają funkcjonariuszy, którym uciekł osadzony?

Są podejmowane czynności wyjaśniające, które mogą się zakończyć konkluzją o wszczęciu postępowania dyscyplinarnego wobec funkcjonariusza, np. za niedopełnienie przez niego obowiązków.

A jeśli zawodzi system, a nie człowiek?

Człowiek jest elementem systemu i powinien zadziałać zgodnie z instrukcją opracowaną dla danego miejsca pełnienia przez niego służby. Po to są właśnie czynności wyjaśniające, by móc ocenić, czy i w jakim stopniu zdarzenie było przez funkcjonariusza zawinione. Następnie wnioskowana jest adekwatna kara dyscyplinarna,włącznie z wydaleniem ze służby. Ale o wymierzeniu tej najbardziej drastycznej w ostatnich latach nie słyszałem. Trzeba jednak pamiętać, że kara dyscyplinarna kiedyś ulega zatarciu i usuwa się jej zapis z akt, nie trwa więc wiecznie…

…chyba, że w świadomości kolegów po fachu.

Ale to już jest problem relacji społecznych, atmosfery, zarządzania jednostką. Kara jest niewątpliwie traumą dla funkcjonariusza, zwłaszcza kiedy jest on np. jedynym żywicielem rodziny, gdy bardzo mu na tej pracy zależy. I jeszcze jedno, on np. mógł starannie wykonywać swoje obowiązki, ale… z nienależytą starannością. W moim rozumieniu karę powinno się wymierzać uwzględniając także i ten czynnik. Dlatego od upomnienia aż do wydalenia ze służby mamy całą gamę rozmaitych kar dyscyplinarnych.

Czyli należy dać szansę funkcjonariuszowi?

Tak, każda kara, poza wydaleniem ze służby, jest taką szansą. Dobrze byłoby, żeby koleżanki i koledzy funkcjonariusza, któremu uciekł osadzony, dokonali w swojej świadomości takiego resetu i nie przekreślali człowieka.

Jakie są pomysły i plany SW zmierzające do zmniejszenia liczby ucieczek?

Nie ma takich planów, bo my ciągle jesteśmy na etapie maksymalizacji wysiłków, żeby ucieczkom zapobiegać. Oczywiście pewne aktualizacje tego systemu są, pewne luki musimy natychmiast usunąć, zastosować dodatkowe zabezpieczenia, ale ciągle podkreślam, że jeśli odwrócimy relacje w ochronie tzn., im więcej funkcjonariuszy będzie strzegło więźniów w bezpośrednim kontakcie, a nie np. na posterunkach uzbrojonych, to przy rzetelności wykonywania przez nich czynności, osadzony nie ma prawa wydostać się w sposób nieuprawniony z obiektu, w którym powinien przebywać. Właściwie zabezpieczony zakład karny z systemem zainstalowanych kamer np. z detektorami ruchu, powinien stanowić ostateczną barierę dla osadzonych, z których każdy będzie stale w obrębie naszego działania i widzenia.

Czy schemat niektórych ucieczek się powtarza?

Jeżeli jest luka w systemie, to możemy zakładać, że więzień na pewno ją wykorzysta. Zatem każda ucieczka i próba ucieczki jest dokładnie analizowana, a funkcjonariusze uczulani na pewne sytuacje. I np. jeśli podczas widzenia brat zamienił się z bratem, a do celi wrócił nie ten, który z niej wyszedł, to robimy wszystko, żeby każda kolejna tego rodzaju powtórka była skazana na niepowodzenie. Dlatego kiedy w 2009 r. w areszcie śledczym w Krasnymstawie miała miejsce podobna próba ucieczki, bazująca na tym, że osadzony zamienił się z kolegą, który przyszedł do niego na widzenie i już był blisko drzwi wyjściowych, cytując wieszcza: „już witał się z gąską”, uczulony na taką sytuację funkcjonariusz, zapobiegł ucieczce.

Co jest najczęstszym powodem ucieczek?

Chęć bycia wolnym, czyli immanentna potrzeba człowieka. Ale powody są różne. Jeden osadzony obawia się, że jak go zbyt długo nie będzie, to zachwieją się jego relacje z konkubiną, inny ucieka, bo nie wierzy żonie. Zaryzykowałbym tezę, że nie uciekają więźniowie dożywotni i ci z długimi wyrokami. Najczęściej uciekają lub próbują ci, którzy odsiadują krótkie wyroki.

Czy uciekinierzy są dość szybko łapani?

Tak, większość w bezpośrednim pościgu. Ironicznie można by powiedzieć, że jesteśmy lepsi w skutecznym ściganiu niż w ochronie. Trzeba nam tylko odwrócić te relacje: musimy lepiej chronić, żeby nie trzeba było ścigać.

Czyli ucieczka nie do końca jest klęską.

Powiem dość przewrotnie, ucieczka może być błogosławieństwem dla działu ochrony. Oczywiście nie ulega wątpliwości, że jest zdarzeniem niepożądanym i klęską systemu, ale poprzez sam fakt, że się dokonuje, powinna być wykorzystana jako swoista „szansa” do zastanowienia się nad kształtem systemu i nad uzmysłowieniem sobie jego słabości. Jeżeli wyciągniemy z niej wnioski, odpowiednio zareagujemy, doinwestujemy w system, to stworzymy taką sytuacje, że w przyszłości ucieczce zapobiegniemy. Ucieczki to impulsy, które wyzwalają konieczność udoskonalenia systemu.