Wtorek, 19 marca 2024
Dziennik wyroków i ogłoszeń sądowych
Rej Pr. 2512 | Wydanie nr 5867
Wtorek, 19 marca 2024
2012-10-09

Polityczne harce wokół trzeciej władzy

Obywatele RP nie zasługują na to, aby pierwszym ekspertem od sądownictwa i jego reformatorem był polityk, dla którego liczy się bliżej niedookreślony duch prawa, a nie jego litera. Sądownictwo potrzebuje wzmocnienia. KRS powinna wziąć na siebie ciężar moralnego i koncepcyjnego przywództwa, a tym samym działać na rzecz pełnego urzeczywistnienia wartości konstytucyjnych.

Przypadek udanej prowokacji wobec prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku mnie nie zaskoczył. Od lat obserwujemy proces zachwiania właściwych relacji między władzą wykonawczą a sądowniczą. Nie jest to tylko kwestia, kto sprawuje nadzór administracyjny nad sądownictwem (minister czy I prezes Sądu Najwyższego).


W Polsce status sędziego nie zależy od merytorycznej jakości wykonanej pracy, lecz od zajmowanej pozycji w strukturze sądowniczej.

Sądownictwo od lat jest dość zamkniętym środowiskiem zawodowym. Przyczyny tego są dość dobrze znane – system nominacji sędziowskich i przez wiele lat utrzymujący się stan praktycznej niedostępności urzędu sędziego dla przedstawicieli innych zawodów prawniczych. Brak intelektualnego i środowiskowego przewietrzenia miał swoje dobre i złe strony dla sądownictwa. Dobre, gdyż w latach 80. czy nawet 90. promował niezłe przygotowanie merytoryczne i selekcję kandydatów. Złe – ponieważ nie pozwalał na dostrzeżenie zmian w otaczającym świecie i wprowadzenie innego myślenia, otwartości, doświadczeń i rzetelności zawodowej właściwej dla innych zawodów prawniczych. W dłuższej perspektywie zamknięcie środowiskowe powodowało tolerancję dla niskiej jakości pracy, brak wewnętrznej krytyki dla osób nierzetelnych, a często także pobłażanie dla naruszeń standardów etycznych. Od tego tylko krok do obniżania standardów, także w kontekście awansów.

W Polsce status sędziego nie zależy od merytorycznej jakości wykonanej pracy, lecz od zajmowanej pozycji w strukturze sądowniczej. Od tego też zależy poziom wynagrodzenia. W konsekwencji naturalną tendencją staje się chęć awansowania, bo związany z tym jest status materialny i większe docenienie ze strony kolegów sędziów oraz społeczeństwa. A awans można uzyskać na różne sposoby. Wielu sędziów zawdzięcza go własnym zdolnościom i tytanicznej pracy. Jednak awans często zależy od dobrych statystyk, a to z kolei może wykluczać sędziów myślących niestereotypowo, niepokornych czy krytykujących kolegów. Czasami awans może zależeć od układów środowiskowych, zaprzyjaźnienia z przewodniczącym wydziału, prezesem sądu czy sędziami na poziomie okręgu. Istotny jest także awans w postaci delegacji do Ministerstwa Sprawiedliwości, bo przekłada się wyraźnie na finanse.

Kiedyś jeden z sędziów delegowanych do MS bez żenady mi opowiadał, że ministrowi polecił go jeden z lokalnych senatorów. Znane są także przypadki, kiedy sędziowie delegowani do Ministerstwa Sprawiedliwości uzyskiwali awanse z sędziów sądów okręgowych na sędziów sądów apelacyjnych, a w czasie delegacji bynajmniej nie zajmowali się orzekaniem.

Delegacje to oczywiście nie wszystko. Przez lata proces nominacji prezesów sądów odbywał się pod pewnym wpływem Ministerstwa Sprawiedliwości. Z kolei dyrektorzy departamentów czy podsekretarze stanu zasiadający w Ministerstwie Sprawiedliwości też nie stronili od uprawiania polityki. Efektem była nadreprezentacja określonych środowisk lokalnych w różnych strukturach związanych z ministerstwem czy decyzje lokalizacyjne dotyczące niektórych instytucji służących sądownictwu. Od czasu przyjęcia nowelizacji prawa o ustroju sądów powszechnych wyraźnie można zaobserwować sojusz lokalnych polityków z sądami w obronie małych sądów. Trudno sobie wyobrazić, aby następowało to tylko i wyłącznie z inicjatywy samych polityków, zatroskanych o „sąd bliski obywatelowi”.

Ten swoisty romans sądownictwa z władzą wykonawczą (na poziomie centralnym i lokalnym) trwa zatem od lat w najlepsze. I psuje etos sędziego jako osoby niezależnej od władzy. Nie jest to skala masowa, ale jednak zauważalna. Jednocześnie wsparcia nie uzyskują inicjatywy, które zmierzałyby do wzmocnienia sędziów i rozruszania zmurszałej hierarchicznej struktury, jak np. inicjatywa zrównania statusu sędziego poprzez wprowadzenie instytucji sędziego sądu powszechnego (a więc o jednakowym statusie, ale zasiadającego dzięki doświadczeniu w różnych sądach). W ten sposób być może ograniczony zostałby powszechny pęd do awansu, a status sędziów liniowych uległby wzmocnieniu. Środowisko sędziowskie przez lata nie domagało się również likwidacji delegacji sędziów do MS. Dopiero w ostatnim czasie ten temat stał się głośny, ale nie spowodował radykalnej zmiany polityki MS.

W tym wszystkim zastanawiająca jest rola organów konstytucyjnych, w tym Krajowej Rady Sądownictwa. W sprawie Amber Gold i jej następstwach musieliśmy dość długo oczekiwać na głos tej instytucji. Jest to organ kolegialny i zanim się zbierze, a wcześniej przygotuje i podejmie uchwałę, to mija sporo czasu. W efekcie reakcja KRS na wydarzenia dotyczące sądownictwa może być wręcz niewidoczna albo przykryta przez inne wydarzenia medialne. W ten sposób KRS może siłą rzeczy oddawać pole i we współczesnej rzeczywistości medialnej jej stanowisko prawie nie ma znaczenia dla debaty. Sędziowie, którzy nie słyszą tydzień po tygodniu, na czym polega niezawisłość i niezależność, mogą mieć poczucie osamotnienia. Z kolei obywatele mogą mieć problem ze zrozumieniem, na czym polega konstytucyjna rola KRS. Co gorsza, słabość medialna KRS jest bezwzględnie rozgrywana przez ministra sprawiedliwości, który w jednej z ostatnich wypowiedzi wręcz poniżył ten organ konstytucyjny. Była to wypowiedź niestety wpisująca się w najgorsze tradycje lat 2005 – 2007.

Coraz mniej także głosów ze strony autorytetów dla środowiska sędziowskiego. Na tym wygrywają stowarzyszenia sędziowskie, dbające przede wszystkim o interes swoich członków, który nie zawsze jest tożsamy z interesem publicznym. Wygrywają na tym także nieformalne struktury w postaci forów internetowych. Tylko że na tym nie zyskuje autorytet wymiaru sprawiedliwości, którego pierwszym i najważniejszym strażnikiem powinien być KRS.

KRS od lat postuluje, że nadzór administracyjny nad sądownictwem powinien przypadać I prezesowi Sądu Najwyższego. Wielokrotnie argumentowała, że w Polsce potrzebne jest nowe prawo o ustroju sądów powszechnych, gdyż dotychczasowa ustawa się nie sprawdziła i była zbyt wiele razy nowelizowana. Krytykuje kolejne propozycje nowelizacji zgłaszane przez ministra sprawiedliwości. Trudno odmówić racji. Krytyka jednak nie wystarczy. Od organu konstytucyjnego należałoby już dawno się spodziewać przygotowania kompleksowej reformy wraz z projektem odpowiedniej ustawy, a następnie przekonania prezydenta do jej wniesienia do Sejmu. Podobnie zresztą jak z rozwiązaniami dotyczącymi pracowników sądów, asystentów sędziów czy referendarzy. Na krytyce jednak się kończy, a alternatywnych propozycji nie widać. Być może należy się zastanowić nad przeformułowaniem funkcjonowania KRS i wymagać od jej członków, aby byli na stale oddelegowani do KRS, a nie musieli łączyć orzekanie z jednoczesnym pełnieniem funkcji w tym organie.

Mam nadzieję, że sprawa Amber Gold i wszystko to co się po niej stało, będzie zapłonem do refleksji nad stanem wymiaru sprawiedliwości. To nie jest tylko przypadek jednego prezesa sądu, to nie jest przypadek jednego środowiska lokalnego. Sądownictwo potrzebuje wzmocnienia. KRS powinna wziąć na siebie ciężar moralnego i koncepcyjnego przywództwa, a tym samym działać na rzecz pełnego urzeczywistnienia wartości konstytucyjnych. Obywatele RP nie zasługują na to, aby pierwszym ekspertem od sądownictwa i jego reformatorem był polityk, dla którego liczy się bliżej niedookreślony duch prawa, a nie jego litera.

Dr Adam Bodnar, wiceprezes zarządu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka