Wtorek, 19 marca 2024
Dziennik wyroków i ogłoszeń sądowych
Rej Pr. 2512 | Wydanie nr 5867
Wtorek, 19 marca 2024
2012-11-20

Ziomuś zajedź trochę czaju - mowa zza krat

Stwierdzenia typu: „zgaś szkiełko”, „zejdź z lipa”, „wybij klapę”, „odstaw fikoł”, „odbierz szamkę”, itd. są nagminnie używane przez funkcjonariuszy z całej Polski zarówno w rozmowach między sobą, jak i z osadzonymi.

To, że środowisko, w którym się znajdujemy, i nie mam tu namyśli przyrody, wywiera na nas potężny wpływ, czy – jak kto woli – kształtuje nas, jest faktem niezaprzeczalnym. Powinno o tym wiedzieć każde dziecko w szkole.

Ale nie należy przy tym zapominać, że my także kształtujemy środowisko wokół nas. Jakże często nazbyt chętnie poddajemy się wpływom naszego otoczenia. Jeśli wokół wszyscy są „cool”, to mimowolnie chcemy być tacy sami. W tym miejscu możemy niemal bez końca mnożyć przykłady tego, jak mniej lub bardziej świadomie poddajemy się wpływom. Tak było, jest i zapewne będzie, nie mam zamiaru z tym polemizować. Jednak jako funkcjonariusz Służby Więziennej chciałbym zwrócić uwagę na pewien, niekoniecznie dobry trend, który wdziera się w nasze szeregi. Sprawa dotyczy języka, jakim posługujemy się w pracy ze skazanymi.

Jakiś czas temu, kiedy przechodziłem korytarzem, usłyszałem za plecami: „Ziomuś, zajedź trochę czaju”. Z racji tego, że służbę pełnię w zakładzie karnym typu zamkniętego, gdzie cele mieszkalne zamknięte są przez całą dobę, słowa te mnie zastanowiły.

– Czyżby skazani swobodnie poruszali się za moimi plecami i do tego głośno rozmawiali? –przemknęło mi przez myśl. Kiedy jednak się odwróciłem, zobaczyłem dwóch funkcjonariuszy, którzy rozmawiali ze sobą używając m.in. przytoczonych słów. Nie mogłem wyjść z podziwu, tym bardziej że byli to chłopcy z naprawdę niedużym stażem w służbie. Przytoczony przykład nie jest odosobnionym przypadkiem i nie należy łączyć go z jedną tylko jednostką.

Stwierdzenia typu: „zgaś szkiełko”, „zejdź z lipa”, „wybij klapę”, „odstaw fikoł”, „odbierz szamkę”, itd. są nagminnie używane przez funkcjonariuszy z całej Polski zarówno w rozmowach między sobą, jak i z osadzonymi. Wielokrotnie, gdy spotykamy się przy okazji różnego rodzaju szkoleń, kursów, konferencji czy innych wyjazdów służbowych (a więc poza jednostkami penitencjarnymi, na zupełnie „niewięziennym” gruncie) wciąż słyszy się ten język. Siłą rzeczy przenosimy go do naszych domów, kręgu znajomych „nieklawiszy”.

Ktoś zapyta: I co w tym złego? Może i nic, ale w takim razie ja chcę zapytać, jak często my zwracamy uwagę osadzonym, aby się właściwie wyrażali. Dlaczego to znowu ma działać tylko w jedną stronę, że otoczenie kształtuje nas, a nie my otoczenie. Zwłaszcza że środowisko, w którym znajdujemy się jako wychowawcy, oddziałowi, kwatermistrze lub inni funkcjonariusze, jest niepospolite. Działając ustawowo powinniśmy przeciwdziałać podkulturze przestępczej, tymczasem jeden z elementów tejże podkultury, jakim jest język, tak łatwo przyswajamy i sami się nim posługujemy! Gdzie zatem jest metoda przykładu własnego? Chyba znowu poszła w las... Osobiście bardzo dobrze znam język, którym posługują się moi podopieczni, ale staram się go nie używać i kiedy skazany pyta mnie: „co ze szkiełkiem?”, robiąc zdziwioną minę odpowiadam: „czyżby rozbiło się okno i macie problem ze szkłem?” Oni dobrze wiedzą, że żartuję, ale zaraz dokonują tłumaczenia na język polski: „co z telewizorem?”.

Są to może małe rzeczy, ale jakże ważne. Musimy sobie w końcu uświadomić, że przejmując sposób wyrażania się kogokolwiek, w pewien sposób zaczynamy się z nim utożsamiać. A czy rzeczywiście chcemy utożsamiać się z przestępcami?! Ja nie.

Robert Fiszer