Wtorek, 19 marca 2024
Dziennik wyroków i ogłoszeń sądowych
Rej Pr. 2512 | Wydanie nr 5867
Wtorek, 19 marca 2024
2013-05-09

Czy sędzia ma sumienie?

Słyszy się niekiedy, zwłaszcza z ust osób mających nienajlepsze doświadczenia z wymiarem sprawiedliwości, że sędziowie nie mają sumienia. To naturalnie opinia nie tyle przesadzona, ile wręcz krzywdząca. Sędziowie sumienie mają. Nie mogą jedynie… korzystać z niego podczas procesu. Paradoksalnie tę „niemoralną” postawę spopularyzował na gruncie kontynentalnych procedur Kościół przez prawo kanoniczne.


Rzymianie nie mieli podobnych dylematów. Jedyną troską sędziego było wydanie wyroku bez naruszenia procedur. Chrześcijaństwo przyniosło jednak pytania związane z moralną odpowiedzialnością za wyroki wydawane wbrew wewnętrznemu przeświadczeniu. Łączyły się z nimi dywagacje na temat rodzaju oraz stopnia popełnianego przy tej okazji grzechu i co za tym idzie, konsekwencji takiego działania w przyszłym życiu. Problem był poważny. Perspektywa wiecznego potępienia budziła przerażenie. Stała się zaś bardziej realna niż kiedykolwiek od XIII w., w którym Kościół rozpoczął kampanię mającą na celu wyrugowanie z procedury sądowej ordaliów. Wówczas na sędziów spadła niespotykana dotychczas pełnia odpowiedzialności. Wcześniej o wszystkim rozstrzygał Bóg. Teraz to człowiek miał samodzielnie decydować o losie drugiego człowieka. Doszło do tego, że to nie świadkowie robili wszystko, by nie brać udziału w procesie (tak, tak – to również postawa stara, jak świat), ale i nie brakowało sędziów szczęśliwych, kiedy nie mieli nic do roboty.

Były po temu powody. Średniowieczni sędziowie należeli z reguły do niewielkich społeczności, których członkowie doskonale się znali. Co więcej, niejednokrotnie sędzia był zarazem osobą duchowną. Posiadał zatem dodatkową wiedzę nabytą podczas spowiedzi. Francuski kanonista Guillemus ­Durandus (1237–1296), w traktacie „Zwierciadło prawa”, maluje następujący obrazek: „Sędzia wyglądał przez okno ze swojego mieszkania i zobaczył pewnego szlachcica, który zabijał człowieka na publicznym placu w Bolonii”. Podobne wypadki nie zdarzały się może codziennie, ale miały charakter dosyć powszechny.

Cóż miał robić rzeczony sędzia, przed którym postawiono sprawcę? Wyłączyć się nie mógł. Czy mógł wobec tego wydać wyrok kierując się tylko swoją prywatną wiedzą? Dodajmy, że wiedzę tę w ówczesnej nomenklaturze prawnej zwano właśnie sumieniem (­conscientia). W Anglii członkowie ławy przysięgłych mieli nie tylko prawo, ale i obowiązek rozstrzygać „zgodnie z sumieniem”.

Rozwój kontynentalnej procedury poszedł inną drogą.Komentując postanowienia spisanego około 1140 r. Dekretu Gracjana, anonimowy francuski autor zalecał:

„Zarówno w sprawie karnej jak i przy okazji innej czynności zdarza się, że osoba niewinna zostaje skazana wskutek fałszywego oskarżenia, a przestępca lub wyrządzający szkodę ogłaszany niewinnym. Sędzia zna prawdę. Powstaje pytanie: czy powinien wówczas rozstrzygać kierując się sumieniem czy raczej na podstawie przedstawionych dowodów. Odpowiedź: w kwestii wyżej poruszonej nie ma wielu wątpliwości. Należy uwolnić winnego w oparciu o dowody, które przedstawił na swoją korzyść, jeżeli nie udowodniono mu przed sądem nic lub jakieś tylko drobnostki. Czyniąc w ten sposób działam przeciw sumieniu, to znaczy przeciw temu, na co oskarżony zasłużył, o czym wiem. Nie działam jednak przeciw sumieniu, to znaczy przeciw temu, co nakazuje mi procedura, o czym wiem. Każdy bowiem roztropny sędzia powinien wiedzieć, że ma rozstrzygać tylko na podstawie przedstawionych mu dowodów, jeżeli nie zostały one w żaden sposób podważone. I mówi się, że to nie on wówczas działa, ale ustawa”.

Wprowadzony wyżej schemat postępowania przetrwał aż do dnia dzisiejszego zarówno na gruncie prawa kanonicznego, jak i świeckiego (co ciekawe, korzysta z niego również teologia moralna). Naturalnie obecnie, z formalnego punktu widzenia, wszystko wygląda inaczej. Obowiązuje zasada swobodnej oceny dowodów oraz szereg domniemań. W gruncie rzeczy jednak wciąż chodzi o pewną uniwersalną procesową prawdę, zgodnie z którą decydujący wpływ na przebieg procesu mają strony, a nie sędzia. Mało tego! Sytuacja sędziów, którzy orzekając, nie tyle biorą pod uwagę zagrożenie piekielnym ogniem, ile perspektywę uchylenia wyroku, również bywa nieciekawa. Wyłączyć sumienie? To wcale nie takie proste.

Maciej Jońca - autor jest adiunktem w Katedrze Prawa Rzymskiego KUL oraz historykiem sztuki.