O prasie, co ma i nie ma reagować w sprawie Fibaka
cytat na dziś: "W przypadku Wojciecha Fibaka mieliśmy do czynienia z dwiema prowokacjami dziennikarskimi. Nie tylko (nieznana mi) dziennikarka umówiła się z nim na rozmowę pod fałszywym pretekstem, ale także redaktor naczelny przeprowadził z nim rozmowę telefoniczną, którą potem (naturalnie bez zgody i autoryzacji) opublikował" -- prof. Marcin Król, "Kąpiel Błotna", Polityka 24/2013
Z prawniczego bloga ...
Jeśli chodzi o fibakowską "miłą dziewczynę" powiedziano już prawie wszystko -- albo raczej: prawie nic.
Po pierwsze wiemy, że w proteście przeciwko tabloidyzacji "Wprost" za współpracę z tym tygodnikiem podziękowali Tomasz Jastrun i Marcin Król (a może wcale niekoniecznie, bo chyba poszło o pieniądze).
Po drugie wiemy, że niektórzy myślą, że nielegalne jest to, co jest niemoralne (a nie jest); podobnie jak nie ma jednej moralności.
z art. 14 prawa prasowego:
1. Publikowanie lub rozpowszechnianie w inny sposób informacji utrwalonych za pomocą zapisów fonicznych i wizualnych wymaga zgody osób udzielających informacji.
2. Dziennikarz nie może odmówić osobie udzielającej informacji autoryzacji dosłownie cytowanej wypowiedzi, o ile nie była ona uprzednio publikowana.Po trzecie potwierdziło się, że zasada "nie wiem, nie znam się, to się wypowiem" dotyczy także (niektórych) profesorów.
Otóż profesor Marcin Król w przywołanym przeze mnie tekście opublikowanym w najnowszej "Polityce" (obawiam się, że tylko abonenci "Polityki Cyfrowej" mogą przeczytać to w sieci...) przywołał (powielił?) powracający pogląd, że chamstwo Sylwestra Latkowskiego polega na tym, że: (i) nagrał rozmowę z Wojciechem Fibakiem, który do niego zadzwonił, by przekonać go do niedrukowania tekstu, (ii) na co nie uzyskał zgody zainteresowanego, (iii) a w dodatku rozmowy nie autoryzował.
Stety czy nie, profesor Król racji nie ma, i to bardzo:
- po pierwsze zakaz rozpowszechniania zarejestrowanych wypowiedzi bez zgody rozmówcy dotyczy dosłownie tego, co zostało zarejestrowane w postaci wizji lub fonii (art. 14 ust. 1 prawa prasowego), nie dotyczy natomiast przepisywania rozmowy lub luźnych wypowiedzi udzielonych przez rozmówcę;
- po drugie autoryzacja jest prawem rozmówcy dziennikarza -- nie obowiązkiem, który zmuszałby dziennikarza przeprowadzającego wywiad do proszenia się o zaaprobowanie kształtu wywiadu (art. 14 ust. 2 prawa prasowego); pamiętać też trzeba, że autoryzacja dotyczy dosłownie cytowanej wypowiedzi, zawsze będzie można zatem ją po prostu omówić "własnymi słowami" (także w przypadku odmowy autoryzacji czy "przeredagowania" treści w toku autoryzacji);
- po trzecie wreszcie warto zwrócić uwagę na pewnego rodzaju odwrócenie ról: to nie Latkowski dzwonił do Fibaka po wywiad, to Fibak dzwonił do Latkowskiego, a rozmowa nie była wywiadem, lecz bardziej próbą wywarcia na redaktora naczelnego "Wprost" jakiegoś wpływu (i przekonania go do odstąpienia od zamiaru rozpowszechniania tekstu o dobrym sercu tenisisty).
z art. 14 prawa prasowego:
1. Publikowanie lub rozpowszechnianie w inny sposób informacji utrwalonych za pomocą zapisów fonicznych i wizualnych wymaga zgody osób udzielających informacji.
2. Dziennikarz nie może odmówić osobie udzielającej informacji autoryzacji dosłownie cytowanej wypowiedzi, o ile nie była ona uprzednio publikowana.Po trzecie potwierdziło się, że zasada "nie wiem, nie znam się, to się wypowiem" dotyczy także (niektórych) profesorów.
Owszem, w ostatnim punkcie można mieć jakieś wątpliwości -- w sumie Fibak mógł myśleć, że jednak skoro dzwoni do redaktora i w sprawie materiału prasowego, to podlega ochronie przewidzianej w przepisach prawa prasowego -- ja jednak ich zdecydowanie nie mam, albowiem:
- raz, że wywiady przeprowadzają dziennikarze, a nie rozmówcy dziennikarzy (z założeniem "a zadzwonię se do jakiegoś redaktora, może wydrukuje to, co mu powiem?");
- dwa, że w ten sposób prasa byłaby praktycznie bezbronna w sytuacji jakiegokolwiek sporu z kimkolwiek czy innej afery -- bo praktycznie zawsze dałoby się zatelefonować i nawrzucać dziennikarzowi, a ten musiałby kompletnie siedzieć cicho, bo jak nie ochronę źródła mu wyciągną, to właśnie autoryzację albo rzekomy zakaz rozpowszechniania wypowiedzi bez zgody zainteresowanej osoby (a jak jakiś drań napisze list z pogróżkami, to powiedzą, że listów do redakcji też nie wolno bez zgody autora publikować).
I to by chyba było na tyle, na razie :)