Wtorek, 19 marca 2024
Dziennik wyroków i ogłoszeń sądowych
Rej Pr. 2512 | Wydanie nr 5867
Wtorek, 19 marca 2024
2014-06-17

Kopia utworu w pamięci podręcznej, nie narusza praw autorskich

Przypominam sobie z dawnych czasów (z czasów kiedy nie było jeszcze Fejsbóka a ludzie prali się na usenecie) powracające niekiedy z wytrwałością bumerangu dyskusje dotyczące prawa dozwolonego użytku utworów (tego samego, co to pojedyncze egzemplarze). Jednym z ulubionych wątków w ramach tego prania się było: czy posiadaną płytkę z muzyką mogę całkiem na spokojnie i legalnie zgrać do formatu mp3? czy jeśli moja przeglądarka, albo serwer dostawcy internetu, albo switch czy inny router* automagicznie skopiuje sobie fragmenty przeglądanych stron do cache (np. zdjęcia), to oznacza, że bezprawnie kopiuję utwory -- naruszając autorskie prawa twórcy lub wydawcy?

Z prawniczego bloga...

Do udzielenia prawidłowej odpowiedzi na to pytanie nigdy nie potrzeba było podświadomości, wystarczała uważna lektura ustawy o prawie autorskim, a zwłaszcza jej art. 23(1), zgodnie z którym:

Nie wymaga zezwolenia twórcy przejściowe lub incydentalne zwielokrotnianie utworów, niemające samodzielnego znaczenia gospodarczego, a stanowiące integralną i podstawową część procesu technologicznego oraz mające na celu wyłącznie umożliwienie:

1) przekazu utworu w systemie teleinformatycznym pomiędzy osobami trzecimi przez pośrednika lub

2) zgodnego z prawem korzystania z utworu.

Ta prosta i nieskomplikowana norma może być (najprościej) objaśniona następującym zdaniem: nikt nie może mi zabronić tymczasowego lub przypadkowego skopiowania utworu, jeśli jest skutkiem technicznych uwarunkowań przesyłania plików lub też ma na celu korzystanie z utworu przez osobę uprawnioną w sposób zgodny z jego uprawnieniem (na przykład w ramach innego dozwolonego użytku, albo na podstawie udzielonej licencji, etc.). A ponieważ staram się oduczyć zdań wielokrotnie złożonych, zdanie drugie brzmi: powyższe na tak, o ile nie robię sobie z tego biznesu albo nie prowadzi to do uszczuplenia honorariów twórcy. (Wbrew pozorom dopiero rozumiejąc art. 23(1) pr.aut. możemy zacząć starać się rozumieć znaczenie -- dodanej w momencie przystąpienia Polski do EU -- frazy o pojedynczych egzemplarzach utworów z art. 23 ust. 2 pr.aut. O tym może jednak następnym razem.)

Nie każdy jednak korzystał z dobrodziejstw darmowej wymiany opinii na pl.soc.prawo, są też tacy, dla których dobre prawo to prawo utwardzone wyrokiem (popularne "a wyrok na poparcie masz?"), toteż też niektóre sytuacje wymagały utwardzenia w drodze orzecznictwa.

Jednym z takich orzeczeń jest wyrok Trybunału Sprawiedliwości EU z 5 czerwca 2014 r. wydany w sprawie C-360/13 z powództwa Public Relations Consultants Association Ltd przeciwko Newspaper Licensing Agency Ltd i in., odnoszącej się do sporu o konieczność "uzyskania zezwolenia podmiotów praw autorskich na oglądanie stron internetowych, które wiąże się z tworzeniem kopii tych stron na ekranie komputera użytkownika i w internetowej pamięci podręcznej na twardym dysku tego komputera".

W dużym skrócie spór powstał wokół następującego stanu faktycznego: jest sobie organizacja PRCA, która korzysta z usługi monitoringu tekstów rozpowszechnianych w internecie według słów kluczowych określanych przez klientów (usługę od strony technologicznej świadczy jeszcze inny podmiot, Meltwater) i jest sobie organizacja wydawców prasowych, która ma na celu udzielanie licencji dotyczących tekstów publikowanych w gazetach (NLA). Wydawcy prasowi stwierdzili, że Meltwater ("Mętna woda"... niezłe ;-) oraz jej klienci powinni wystąpić o licencję na dostarczanie i otrzymywanie monitoringu mediów, z czym Meltwater się zgodziła -- ale PRCA stwierdziła, że otrzymywanie takich raportów nie wymaga uzyskania stosownej licencji.

Spór trafił do sądu krajowego (w Zjednoczonym Królestwie), który w pierwszej instancji stwierdził, że klienci PRCA powinni korzystać z dostarczanych treści na podstawie stosownej licencji. Organizacja odwołała się do sądu wyższej instancji High Court of Justice dla Anglii i Walii podnosząc, że licencja nie jest niezbędna, albowiem użytkownicy korzystają z utworów przeglądając je na stronie internetowej Meltwater. W odpowiedzi NLA podniosła, że jasne, ale w ten sposób klienci wytwarzają "kopie ekranowe" (tj. kopie na ekranie komputera) oraz kopie w pamięci podręcznej komputera, co oznacza, że dochodzi do zwielokrotnienia utworów.

Sprawa trafiła do Trybunału Sprawiedliwości, w którego ocenie zgodnie z art. 5 ust. 1 Dyrektywy 2001/29/WE w sprawie harmonizacji niektórych aspektów praw autorskich i pokrewnych w społeczeństwie informacyjnym, zezwalający na przejściowe zwielokrotnienie utworów chronionych, o ile nie ma to odrębnego znaczenia ekonomicznego, a służy wyłącznie transmisji utworów lub zgodnemu z prawem korzystaniu z utworów, przeglądanie stron w internecie nie narusza praw autorskich, albowiem:

* tymczasowość zwielokrotnienia zapewnia fakt, że "kopie ekranowe" są usuwane natychmiast po przejściu przez internautę na inną stronę w sieci;
* kopie w pamięci podręcznej (cache) są usuwane automatycznie po jakimś czasie (użytkownik może też usunąć je własnoręcznie);
* zwielokrotnianie utworów w cache następuje wskutek zastosowanego procesu technologicznego oraz jest konieczne dla funkcjonowania tej technologii;
* tworzenie tych kopii ma na celu wyłącznie oglądanie treści prezentowanych na ekranie komputera i nie ma negatywnego wpływu na interesy wydawców gazet, mimo że prezentacja tych treści następuje bez zgody tych wydawców;
* natomiast i owszem, wydawcy stron internetowych, na których treści zaczerpnięte z gazet są rozpowszechniane, powinni uzyskać taką zgodę od ich wydawców -- ten element układanki zapewnia ochronę interesów gospodarczych wydawców prasowych;
* nie ma zatem uzasadnienia oczekiwanie, by internauci przeglądający takie strony internetowe musieli występować o dodatkową licencję, albowiem przeglądanie stron internetowych stanowi normalne wykorzystanie utworów, zatem tworzenie kopii w cache przeglądarek nie godzi w prawa twórców rozpowszechnianych utworów.

Muszę przyznać, że wyrokiem czuję się mocno uspokojony ;-) natomiast do atrakcji postępowania, które powinny przejść do annałów internetów pragnąłbym zgłosić pojęcie "kopii ekranowej", która -- tak przecież należy rozumieć radosną twórczość pełnomocników Newspaper Licensing Agency Ltd. -- oznacza nic więcej (i nic mniej) jak to, że dzieje się cud ukazania się obrazka czegoś, czego nie ma w komputerze (w sumie żadna nowość, to jest przecież ten sam cud, na którym opiera się telewizja... ;-)