Wtorek, 19 marca 2024
Dziennik wyroków i ogłoszeń sądowych
Rej Pr. 2512 | Wydanie nr 5867
Wtorek, 19 marca 2024
2012-03-08

Ujawnić wizerunek przestępcy!

- Nazwiska bandytów powinno się ujawniać. Nie wiem dlaczego sędziowie tak rzadko korzystają z tego przepisu. Może źle rozumieją interes oskarżonego - mówi profesor Piotr Kruszyński, dyrektor Instytutu Prawa Karnego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, przyznając, że jego zdaniem zauważalna jest w polskim sądownictwie tendencja do nadmiernego chronienia wizerunku przestępcy


- Osobiście jestem zwolennikiem jak najszerszego stosowania środka karnego w postaci publikacji wyroku do publicznej wiadomości i to nie tylko z uwagi na cel wychowawczy tego środka. Moim zdaniem świadomość u sprawcy, iż społeczeństwo oceni jego czyn karalny, niejednokrotnie odstraszy przed popełnianiem przestępstw – komentuje dla EBOS.PL, Sędzia Rafał Puchalski.

Sprawca pobicia policjantki z Bydgoszczy, 21-letni Dawid M., zapewne odetchnął z ulgą. Zamiast pełnego nazwiska dziennikarze bydgoskich gazet podali do wiadomości jedynie imię podsądnego i pierwszą literę nazwiska.

Nikt nie odważył się również opublikować zdjęcia mężczyzny, uznanego bądź co bądź winnym zuchwałego czynu. Najciekawsze jest to, że chronienie danych osobowych przestępcy wcale nie było pomysłem sądu. Przeciwnie.
- Przecież już na pierwszej rozprawie wyraziłem zgodę na podanie danych osobowych i upublicznienie wizerunku oskarżonego. Dziwię się, że dziennikarze z tego nie skorzystali - mówi zaskoczony Tomasz Pietrzak, sędzia Wydziału IV Karnego Sądu Rejonowego w Bydgoszczy. Jak czytamy w aktach procesu, swoją decyzję sędzia uzasadnił "charakterem sprawy, a w szczególności jej wydźwiękiem wychowawczym".

Justyna Plechowska-Łukowska - Prokurator Prokuratury Rejonowej we Włocławku.
Sąd może zastosować środek karny w postaci podania wyroku do publicznej wiadomości, jeżeli uzna to za celowe, w szczególności ze względu na społeczne oddziaływanie skazania, o ile nie narusza to interesu pokrzywdzonego. Interes pokrzywdzonego może stanowić pewną „blokadę” do zbytniego szafowania tym środkiem karnym. Zwłaszcza w przypadku przestępstw, w których w wyniku przestępstwa doszło do przykrych doznań po stronie pokrzywdzonego, bądź też skutki lub okoliczności popełnienia przestępstwa były dla pokrzywdzonego zbyt wstydliwe. Pamiętać należy, ze nie każdy pokrzywdzony chce, aby opinia publiczna dowiedziała się o krzywdzie, jaka go spotkała. Łatwiej jest stosować ten środek karny w przypadku sprawców przestępstw, w których brak pokrzywdzonego, np. kierowanie pojazdem w stanie nietrzeźwości.

Jak pokazuje praktyka, oskarżyciele publiczni rzadko sięgają po środek karny w postaci podania wyroku do publicznej wiadomości. W zasadzie ciężko stwierdzić dlaczego tak się dzieje. Pewnym „utrudnieniem” może być problematyka sposobu podania wyroku do publicznej wiadomości. Istnieje kilka sposobów realizacji tego środka karnego. Najczęściej sądy orzekają o umieszczeniu stosownej informacji na tablicy ogłoszeń Urzędów Miasta lub Urzędów Gmin właściwych dla miejsca zamieszkania skazanego, określając jednocześnie czas trwania tego środka, tj. jak długo taka informacja ma na tablicy wisieć. Możliwe jest również umieszczenie takiej informacji w środkach masowego przekazu. W tej sytuacji pojawia się jednak problem kosztów takiej formy podania wyroku do publicznej wiadomości. Trudno uznać, ze wydawcy, bądź właściciele portali internetowych będą udostępniać cenne miejsce za darmo. Zatem Skarb Państwa musiałby sfinansować realizację takiego środka karnego. Jednocześnie nie można obciążyć kosztami skazanego, gdyż byłoby to przerzucenie na niego kosztów postępowania wykonawczego, co jest niedopuszczalne.


W procesie o pobicie policjantki wniosek złożył reporter TVN 24. Działał na podstawie prawa prasowego i artykułu 357 Kodeksu postępowania karnego. Prośbę o podanie danych oskarżonego do wiadomości publicznej mógł jednak przedłożyć sądowi każdy, nawet postronny obywatel, kierowany poczuciem sprawiedliwości społecznej. Sąd musiałby rozpatrzeć i w razie odmowy uzasadnić także i jego wniosek.

- Prawda jest taka, że ktoś o to upublicznienie wizerunku musi wystąpić. Sąd oczywiście może sam podjąć taką decyzję, ale w praktyce dochodzi do tego przeważnie na czyjś wniosek. Interesujące jest to, że składającym ów wniosek wcale nie musi być któraś ze stron postępowania. Może to być każdy - mówi Tomasz Rygielski z portalu EBOS.PL, jedynego w Polsce internetowego dziennika wyroków i ogłoszeń sądowych.

Strona działa od lutego 2008, notując w miesiącu ponad 150 tysięcy odsłon, czyli niemało. Z łamów dziennika korzysta jednak tylko kilkanaście okręgów sądowych (jest ich w Polsce 45), publikując m.in. wyroki i obwieszczenia. Na stronie można znaleźć informacje ze zdjęciami skazanych za morderstwa i zbrodnie na tle seksualnym (zamieszczane z inicjatywy EBOS.PL, ale za zgodą sądu) oraz ogłoszenia wyroków w sprawach dotyczących nietrzeźwych kierowców, czego jest najwięcej (80-90 proc.). Do rzadkości należą publikacje wyroków w sprawach o oszustwa i gospodarczych. Wcale natomiast nie znajdziemy w EBOS.PL danych na temat sprawców rozbojów, pobić, kradzieży, handlu narkotykami i innych uciążliwych społecznie przestępstw.

Bydgoska sprawa pobicia policjantki, w przewrotny sposób pokazuje, jak bardzo nie radzimy sobie z instytucją upubliczniania sylwetek ludzi, którzy w rażący sposób złamali prawo. Dotyczy to zresztą wszystkich - nie tylko sędziów i prokuratorów, którzy - jak twierdzi część krytyków - zbyt oszczędnie stosują choćby artykuł 50. Kodeksu karnego, który przewiduje podanie wyroku do publicznej wiadomości w ramach dodatkowego środka karnego, mającego działać prewencyjnie. Dotyczy to także adwokatów osób pokrzywdzonych, oskarżycieli posiłkowych, dziennikarzy, przedstawicieli instytucji państwowych i zwykłych obywateli, czyli wszystkich tych, do których również może należeć inicjatywa, a którzy z niej nie korzystają.

- Sama o to nie występowałam. Chyba powinien to zrobić mój adwokat. Poza tym myślałam, że to oczywiste i że sąd z automatu upubliczni wizerunek sprawców pobicia mojego syna - mówi Elżbieta Dyks. Jej syn Jarosław został 6 lat temu skatowany przez chuliganów z sąsiedniego osiedla. Jest inwalidą.
Jeden z członków tamtej bandy niedawno wrócił do sądu w związku z inną bójką. Zginął w niej człowiek. Proces jeszcze trwa. Na razie twarze i nazwiska agresorów są dla opinii publicznej niejawne. Nikt nie złożył wniosku o ich upublicznienie, nawet dziennikarze.

- Ja i tak mam dość kłopotów w związku z tą sprawą. Omal nie zostałem pobity na korytarzu sądowym - przyznaje szczerze jeden z reporterów sądowych. Pisał m.in. o tym, że zastraszony został jeden ze świadków.
W innej podobnej sprawie - pobicia na śmierć mężczyzny na bydgoskim Szwederowie sąd utajnił cały proces, tłumacząc się troską o rodzinę pokrzywdzonego i rodziny sprawców. Nie wiadomo czy zgodzi się na podanie wyroku do wiadomości publicznej.

- Artykuł 50 to środek fakultatywny, co oznacza, że sędzia może go zastosować, ale nie musi - wyjaśnia Włodzimierz Hilla, rzecznik Sądu Okręgowego w Bydgoszczy, dodając jednocześnie, że osobiście jest zwolennikiem stosowania tego typu środków "gdzie tylko się da".

Rafał Puchalski, twórca branżowego forum internetowego dla sędziów, sędzia Sądu Rejonowego w Jarosławiu.

Zgodnie z art. 50 kk Sąd może orzec podanie wyroku do publicznej wiadomości w określony sposób, jeżeli uzna to za celowe, w szczególności ze względu na społeczne oddziaływanie skazania, o ile nie narusza to interesu pokrzywdzonego. Również w postępowaniu wykonawczym (art. 197-199 kkw) może zapaść decyzja o publikacji wyroku, jeżeli wcześniej nie orzeczono tego środka w treści wyroku. Sądy stosunkowo rzadko orzekają ten środek karny z uwagi na kilka okoliczności. Pierwszą i podstawową jest fakt, że środek karny podania wyroku do publicznej wiadomości ma charakter głównie prewencyjny w zakresie tzw. prewencji szczególnej wobec samego sprawcy, ale również ogólnej, czyli stanowić „odstraszenie” innych obywateli od popełniania przestępstw. Dlatego o sposobie publikacji powinny decydować takie okoliczności, jak rodzaj i okoliczności popełnionego przestępstwa, uwarunkowania społeczne i środowiskowe pokrzywdzonego i sprawcy, reperkusje wywołane przestępstwem i jego skutki. Należy zwrócić uwagę, że kara ma przede wszystkim cel wychowawczy wobec sprawcy. Orzekanie przez sądy, bez zbytniego rozważenia wszelkich okoliczności czynu i stopnia zawinienia sprawcy, jego demoralizacji, publikacja wyroku bardzo często doprowadza do swoistego „wyrzucenia po za nawias społeczeństwa”. Szczególnie jest to zauważalne w mniejszych miejscowościach, w których większość mieszkańców zna się przynajmniej z widzenia. Publikacja treści orzeczenia, w wielu przypadkach pozbawia sprawcy możliwości uzyskania jakiejkolwiek pracy, co jednocześnie utrudnia postępowanie wykonawcze w postaci ściągalności np. grzywny, a ponadto skutki czynu skazanego ponosi jego rodzina, w szczególności dzieci. Dlatego sądy zanim zdecydują się na publikację orzeczenia muszą rozważyć jakie będą wyniki globalne tej decyzji.

Jestem zwolennikiem jak najszerszego stosowania środka karnego w postaci podania wyroku do publicznej wiadomości i to nie tylko z uwagi na jego cel wychowawczy. Moim zdaniem świadomość sprawcy, iż społeczeństwo oceni jego czyn karalny, niejednokrotnie odstraszy przed popełnieniem przestępstwa.
Niska ocena sądownictwa w odbiorze społecznym, to wynik niewiedzy i czerpania informacji jedynie z doniesień medialnych, które siłą rzeczy skupiają się na sądach jedynie przy okazji tzw. afer, a całkowicie ignorują ciężką pracę sędziów, rozpoznających ponad 13 milionów spraw rocznie. Praca sądów powinna być jak najbardziej transparentna, a ponieważ moim zdaniem żaden z sędziów nie ma powodów do „ukrywania” rezultatów swojej pracy, zachęcałbym do publikowania przez sądy wszystkich zapadających orzeczeń. Oczywiście z zachowaniem prawa do prywatności stron.

Poza salą sądową podobne stanowisko wyraża większość sędziów i prokuratorów. Gorzej z praktyką. Nie wiadomo na przykład dlaczego "nie dało się" ujawnić wizerunków Mateusza N. i Piotra R., zabójców warszawskiego policjanta Andrzeja Struja. Zginął w okolicznościach łudząco przypominających napaść na bydgoską policjantkę. Ruchliwe miejsce, przystanek, próba powstrzymania chuliganów, którzy zareagowali ze zdwojoną agresją na wieść, że mają do czynienia ze stróżem prawa.

- Nazwiska takich bandytów powinno się ujawniać - uważa profesor Piotr Kruszyński, dyrektor Instytutu Prawa Karnego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. - Nie wyobrażam sobie przypadku, który bardziej nadawałby się do zastosowania artykułu 50 Kk niż ta sprawa. Nie wiem dlaczego sędziowie tak rzadko korzystają z tego przepisu. Może źle rozumieją interes oskarżonego - dodaje profesor, przyznając, że jego zdaniem zauważalna jest w polskim sądownictwie tendencja do nadmiernego chronienia wizerunku przestępcy.

W opinii Krzysztofa Orszagha, założyciela Stowarzyszenia Przeciwko Zbrodni im. Jolanty Brzozowskiej, do takiego stanu rzeczy przyczynia się restrykcyjna i w dodatku źle interpretowana ustawa o ochronie danych osobowych oraz nieprecyzyjne przepisy regulujące ujawnianie wizerunku przestępcy.
- Byłoby prościej, gdybyśmy to dokładnie określili, że na przykład ujawniamy dane sprawców zbrodni, czyli czynów zagrożonych karą powyżej trzech lat pozbawienia wolności, a nie ujawniamy w sprawach o występki - myśli głośno Krzysztof Orszagh. Kilka lat temu, za szczere podzielenie się swoimi myślami na temat zabójcy i gwałciciela Adriana W. mecenas pożegnał się ze stanowiskiem pełnomocnika Rzecznika Praw Obywatelskich. - Powiedziałem, co powiedziałem i nie żałuję tego. Nadal uważam, że człowiek tego pokroju to ludzki śmieć. Straciłem stanowisko, ale zachowałem twarz - dodaje.

- Godność ludzka jest rzeczą ważną, ale jeśli ktoś dopuszcza się przestępstwa, to sam sobie to prawo do godności ogranicza. Jeśli wymyśliliśmy jakiś przepis, to powinniśmy go stosować. Przecież to nie jest dla dekoracji - mówi Marian Filar, profesor prawa karnego Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.

Adrian W. sądzony był przed Sądem Okręgowym w Toruniu, który konkludował, że oskarżony "nie respektuje żadnych norm prawnych, moralnych i etycznych", mimo to nie zdecydował się na publikację jego wizerunku ani podanie danych osobowych. W. został skazany na dożywocie, ale zanim jego sprawa przycichła zdążył dać się we znaki m.in. rodzinie zabitej dziewczyny. Pozwał matkę swojej ofiary o zniesławienie, żądając 70 tysięcy złotych odszkodowania i zabezpieczenia w ramach powództwa jej domu.

- Nie można upraszczać. Jest to decyzja niezawisłego sądu - mówi sędzia Justyna Kujaczyńska-Gajdamowicz, rzeczniczka Sądu Okręgowego w Toruniu. Przyznaje jednak, że trudno jej znaleźć przypadki zastosowania artykułu 50. w toruńskim sądzie. Sama również nie korzystała nigdy z tego środka karnego, mimo że orzeka w ciężkich sprawach kryminalnych.

- Pewną blokadę do zbytniego szafowania tym środkiem karnym może stanowić interes pokrzywdzonego, zwłaszcza tam, gdzie doszło do przykrych doznań po stronie ofiary bądź skutki lub okoliczności popełnienia przestępstwa były dla niej wstydliwe. Nie każdy chce, żeby opinia publiczna dowiedziała się o krzywdzie, jaka go spotkała. Dlatego łatwiej jest stosować ten środek w przypadkach, w których brak pokrzywdzonego, na przykład w sprawach o kierowanie pojazdem w stanie nietrzeźwości - tłumaczy Justyna Plechowska-Łukowska z Prokuratury Rejonowej we Włocławku.

W latach 70. i 80. minionego wieku polskie sądownictwo nie miało z tym problemu. Bazowano wówczas na uchwalonym w 1969 roku prawie, które dawało sędziom dużą dowolność. W gazetach z tamtego okresu można znaleźć wiele doniesień Polskiej Agencji Prasowej, w których przy okazji publikacji wyroku, wymienia się sprawców z imienia i nazwiska. Dotyczy to nie tylko spraw gospodarczych, które chętnie nagłaśniano przez aparat partyjny szczególnie w momentach politycznego kryzysu. Pisano również o sprawcach pobić i rozbojów, oszustach, podpalaczach i zabójcach. W piśmiennictwie sądowym z tamtych lat publikacji wyroku przypisuje się otwarcie funkcję nie tylko prewencyjną, ale i represyjną.

Ciekawą lekturą jest również rubryka w "Gazecie Pomorskiej" zatytułowana "Kolegium ukarało". Zamieszczano ją systematycznie, począwszy od lat 70., publikując wyroki kolegium do spraw wykroczeń. Do wiadomości publicznej podawano nazwisko i imię sprawcy, jego szczegółowy adres oraz dokładny opis zdarzenia. Wszystkie sprawy dotyczyły czynów popełnionych pod wpływem alkoholu - w zakładzie pracy, na ulicy, w restauracji, w pociągu, na zabawie tanecznej - co było wówczas społeczną plagą. Na przykład: "... za to, że będąc w stanie nietrzeźwym zakłócił ład i porządek, tamując wejście do baru 'Dąbrowianka", a swoim wyglądem i zachowaniem wywołał zgorszenie w miejscu publicznym".

Piotr Schutta